Dwa miasta życzliwe (felieton)

W pracy delegacje, po pracy turystyka. Tak mam okazję poznawać kolejne miasta Polski. Zawsze mieszkałem w dużych ośrodkach, a teraz w największym mieście nad Wisłą. Ta perspektywa zniekształciła moje postrzeganie miast powiatowych i wielu innych urokliwych ośrodków. Tak było z Bydgoszczą i Gdynią.

Bydgoszcz była dla mnie nie po drodze. Do momentu, aż odwiedzałem znajomego i zatrzymałem się na trasie na obiad. Wielkie odkrycie bulwarów. Płynąca Brda i jej wewnętrzne zakola nadają turystycznego klimatu centrum Bydgoszczy. Sporo różnorodnych miejsc dla odpoczynku i dobrostanu: kawiarnie, restauracje, budki z kawą i lodami, niewielkie księgarnie i sklepiki z ciekawostkami. W centrum dworzec kolejowy, a zaraz przy nim olbrzymi teren zakładów produkcji pociągów i taboru PESA. Dzięki uprzejmości znajomego mogłem dotykać skorupy tworzonych pociągów, przyglądać się pulpitom motorniczego i spoglądać na tramwaj z kanału naprawczego. Wracając do spaceru po Bydgoszczy – ludzie żyją w miarę spokojnie, w centrum sporo młodzieży i całych rodzin. A przed wakacjami bije tu serce polskiego designu, dzięki konferencji POLISHOPA.

 

Gdynia. W sms-ie od kolegi przeczytałem: „Kompaktowe miasto dla zamożnych ludzi”. Owoc wielkiego zrywu pierwszych dekad niepodległości, ma się dobrze do dziś. Gospodarczo i kulturalnie. Jadą autobusem linii 150 zobaczyłem rozmach i wielkość gdyńskiego portu, przeładunku kontenerów, stoczni wojennej czy dziesiątek przedsiębiorstw. Poza tym, sporo oferty kulturalnej i turystyki, ale takiej nie masowej, bo miejsca w tym kompatkowym mieście nie ma za dużo. Podczas drugiego śniadania rozmawiałem z miejscowym emerytem. Podpytywałem o turystów. Mówił, że jest ich sporo – doświadcza stukotu kółek od walizek, szczególnie jak ktoś przemieszcza się rano. Taksówkarz wiozący mnie z hotelu opowiedział anegdotę o atutach małego i skondensowanego miasta. Jego kolega „dostał w ryj” na imprezie i poszedł na SOR. Tam czekał, więc poszedł w między czasie zjeść śniadanie do knajpy, a zaraz po medycznej konsultacji, mógł nieopodal załatwić coś w urzędzie miejskim. Podsumował taksówkarz: widzi pan, tu wszystko jest blisko. Mówił to z perspektywy mieszkańca centrum. Co do turystyki, bardzo szybko znalazłem tu kilka klimatycznych kawiarni, nowoczesne i niedrogie hotele oraz klify, które przypominały mi wspinanie się jak na wzniesieniach Beskidów. A nie można zapomnieć, że to mekka modernizmu w architekturze. Zjeżdżają tu pasjonaci bauhausu, odchudzonych ornamentów i funkcjonalnych budowli. Spierają się, fotografują – a mieszkańcy spokojnie przemierzają główne ulice (np. Świętojańską) i mniej eksponowane deptaki. W tle słychać mewy.

Oba te miejsce i pewnie jeszcze dziesiątki podobnych miejsc, to miasta życzliwe. Nie tylko w znaczeniu książki skandynawskiego urbanisty, ale także na poziomie zwyczajnej ludzkiej życzliwości. Czas i relacje w tych miastach mają w sobie coś pociągającego. Też tak sądzisz?

Sprawdź również Artykuły powiązane
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
facebook-icon